09.11.2005 :: 22:29
5. Listopad – miesiąc czarów… Draco stosował się do moich rad, ale przez to prawie wcale się nie widywaliśmy (aby nie wzbudzać zazdrości u Pansy). Łaziłam wszędzie z Huncwotami, dzięki mapie Pottera byliśmy niepokonani. Już prawie cała szkoła znała nasze przezwiska, ale nikt nie wiedział, że jesteśmy animagami. Właściwie bez mocy mojego naszyjnika, nauczylibyśmy się animagii za jakieś cztery lata, tak, jak Łapa, Rogacz i Glizdogon… Noce spędzone na błoniach były to najwspanialsze na świecie przygody. Chodziliśmy do Zakazanego Lasu i oglądaliśmy rzeczy, których w dzień nie sposób ujrzeć… Pierwszym przełomem w naszej karierze psotników, była pewna sytuacja, zaistniała pomiędzy… - Alexa i Syriusz!!!??? Nie wierzę… - w sumie, to nie wiedziałam, dlaczego mam w to nie wierzyć… od początku ich znajomości na to się zanosiło… - No to uwierz, bo to prawda. Abra kazała mi to powiedzieć Tobie i Paulowi. – powiedziała Musti beznamiętnym głosem… w sumie nie wiedziałam, czemu taka ładniutka dziewczynka jeszcze nie ma nikogo… - Ann… a Pablo ci się nie podoba?? - No coś ty!! – wykrzyknęła huncwotka, po czym jej twarz przybrała szkarłatny odcień. Ja wiedziałam… - Dobra, dobra… rozumiem, nie chcesz o tym gadać… - Ehh, nie teraz, może później… myślę, że na razie powinniśmy się cieszyć szczęściem Alexy… - nie no, ona była załamana, to widać… Co ten brutal jej zrobił?? Idę dorwać blondaska… - Pablo! Czekaj, gdzie ci się spieszy?? – złapałam go tuż przed biblioteką. - Eeeee, ja szedłem książkę oddać… - Coś ty Ann zrobił??? - … - Odpowiadaj jak cię pytam! - No nic, ale co jej miałem zrobić?? - Czemu ona chodzi taka smutna i zamyślona?? – o rany, wydawałoby się, że on naprawdę nic jej nie zrobił. Może to Ann ma jakieś plany, które mogą się nie udać… - Ty chyba naprawdę nie wiesz o co mi chodzi, co??... – chłopiec pokręcił przecząco głową – Ehh, no dobra, jesteś wolny… - Draco, a może przejdziesz się ze mną do biblioteki?? - Chętnie. – może jak Musti będzie chciała pogadać to sama się zgłosi (telefon zaufania, słucham… *** Minął drugi tydzień listopada, Malfoy nadal chodził z Pansy, Alexa wieszała się na Syriuszu, Musti ciągle płakała, a Wyjec… Wyjec się uczył. Chciałam czegoś normalnego, więc uczyłam się z nim. Siedziałam w bibliotece na każdej przerwie. Dosyć już miałam tego wpatrywania się, jak Parkinson przykleja się do Draca, to tak dziwnie bolało… Bolało mnie również to, że nie mogłam pomóc Ann… Nie wiedziałam co jej było. Siedziała cały czas w dormitorium, płakała, opuszczała lekcje, płakała, nic nie jadła, płakała… To wszystko było takie dziwne… Ani mnie , ani Alexie nic nie mówiła. W sumie tylko Pablo z nią gadał. On potrafił ją przekonać, by choć na chwilę przestała łkać i spojrzała mu w oczy. Zazwyczaj rzucała się wtedy w jego ramiona, a on ją po przyjacielsku przytulał i pocieszał. Abra i ja domyśliłyśmy się o co chodzi. Wyjec był wyjątkowo przystojny, taki pogodny luzak. Wielu dziewczętom się podobał, ale nie zwracał na nie uwagi… za to Musti zwracała uwagę na wyjców, a w szczególności na jednego Wyjca… Biedna dziewczyna, ile ona się z nim nabiega… *** Nie chciałam, nie potrafiłam gadać z Drackiem. Był strasznie przybity. Unikałam go, bo wiedziałam, że każde nasze spotkanie pozostawi ranę, bolący ślad… Nie mogłam patrzeć na niego i na Pansy…na nich razem… Nie wiedziałam dlaczego. Mówiłam sobie: „spoko Draconine, przecież on jej nie kocha…” ale czy na pewno?? Ale! Dlaczego to tak mnie obchodzi?? Przecież Draco to mój przyjaciel… a może nie tylko przyjaciel… Starałam się go unikać, ale nie mogłam… Gdy siedziałam w dormitorium, on też tam był, gdy był posiłek, on siadał naprzeciwko mnie, gdy uczyłam się we wspólnym, to on we wspólnym siedział z Pansy… Po prostu nie mogłam przed nim uciec… Gdy w końcu zdenerwowana wytransportowałam się do Wyjca, do biblioteki (bo Dracon tak wymownie na mnie patrzył trzymając Pansy na kolanach) poczułam pewną ulgę… Weszłam do biblioteki zobaczyłam kilka ciekawych, niekoniecznie wesołych rzeczy. Najpierw ujrzałam Pablątko, przy największym stole zawalonym pergaminami, następnie moim oczkom kazała się postać ślicznej, brązowowłosej dziewczyny, po czym moja zapłakana przyjaciółka minęła mnie w drzwiach, trzaskając nimi głucho. Podbiegłam do Wyjca. - CO TO MA ZNACZYĆ?? – spojrzałam na brązowowłosą i poznałam w niej przyjaciółkę Pottera – kujonkę Granger. - Ale co?? – zapytał nieprzytomnie chłopak. - Nie widziałeś Ann?? Ona płakała! Znowu! - O czym mówiłaś?? – nie no, on mnie jeszcze nie słuchał… - Paul! Mówię do Ciebie! Łu, łu, spójrz mi w oczy! – dopiero, gdy pomachałam mu ręką przed nosem, łaskawie zwrócił na mnie swoje orzechowe spojrzenie. - Taak?... – zapytał niezbyt przytomnie. - Czy ty nie widzisz, że Ann za Tobą biega?? - Niee, coś ci się pomyliło, ja nie lubię biegać… – ciężkie… uderzenia… głową… w… ścianę… - Pablo, ona się zabujała… - [ no to dwa plus dwa jest… cztery] - A w kim?? - W TOBIE matołku! – ta nauka mu nie wychodzi na dobre… - Acha, dzię… - wyglądał, jakby dopiero co załapał – JAK TO WE MNIE?? - No normalnie. Musti się w tobie z a k o c h a ł a . - Nie, coś ci się pomyliło, przecież to niemożliwe. - A jednak, ale widzę, że ty masz już inny obiekt westchnień… - tu spojrzałam na Hermionę. Wydawała się zakłopotana. - Nie chciałem Ci mówić, bo masz już tyle zmartwień z powodu Draca… - Ja bym się miała niby nim przejmować?? – a może jednak… - Draconine, mnie nie oszukasz. Słuchaj, szkoda mi Ann, ale tak naprawdę, dla mnie istnieje tylko Hermi… prawda?? – tu spojrzał wymownie na Granger, która energicznie pokiwała głową. Nie, no ten świat schodzi na psy. Mój najlepszy kumpel ma dziewczynę, o której ja nic nie wiem, Musti ugania się za takim jednym zajętym Wyjcem, a ja jestem oskarżana o podrywanie chłopaka Pansy. - Pablo, mogę Cię prosić na rozmowę w cztery oczy?? – chyba trochę przesłodziłam ten głos… Poszliśmy do Wielkiej Sali. O tej porze nie było tam nikogo. Usadziłam Paula po jednej stronie stołu, a sama usiadłam po drugiej. Jak na przesłuchaniu… - Wyjec… słuchaj. Ja rozumiem, że podoba Ci się Hermiona, ale czy chociaż próbowałeś porozmawiać o tym z Ann?? - Niee… Ona chyba nie chce ze mną o tym gadać… - Teraz uważaj. Jesteś naprawdę fajnym, przystojnym, przeuroczym chłopakiem. Każda dziewczyna chciałaby z Tobą chodzić. KAŻDA. No i niestety padło na Musti. Ona jest przecież Twoją najlepszą przyjaciółką, dlaczego nie porozmawiałeś z nią o jej problemach?? Może jakoś byście to rozwiązali… - Draco, ja nie umiem rozmawiać z nią o uczuciach… Niby co miałbym jej powiedzieć?? - Naprawdę jej nie kochasz, ani odrobinkę?? – spytałam z nadzieją w głosie. - Gdyby tak było, to już dawno bym z nią chodził, nie?? – Pablo wstał i wyszedł. Po chwili i ja udałam się do biblioteki. Wychodząc z Sali widziałam, jak idzie z Hermioną za rękę… Biedna Musti… *** Biblioteka to istny raj na Ziemi. Tu mogę się uczyć. Tu mogę zapomnieć… Czytałam właśnie książkę o mandragorach w dziale z zielarstwem. Opierałam się plecami o ścianę przed sobą trzymając wolumin. Tak pochłonęła mnie ta księga, że nie zauważyłam, jak ktoś oparł się rękami o ścianę po dwóch stronach mojej głowy. Spojrzałam w górę, a ciężka książka spadła z głośnym hukiem na podłogę. - Czemu mnie straszysz? – przede mną, twarzą w twarz stał Draco. Serce zaczęło mi mocniej bić i podskoczyło gdzieś w okolice gardła. - Czemu mnie unikasz? – odpowiedział chłopak pytaniem na pytanie. W jego głosie było słychać troskę… i… oddanie… - Idź do Pansy… nie chcę z Tobą gadać – ciężkie łzy skapywały na moją szatę. - Ale ja chcę pogadać. Pansy mnie rzuciła… a ja zrozumiałem, że cię kocham... – nie mogłam uwierzyć w jego słowa. - Jak to Cię rzuciła??? – nie chciałam się dopytywać, czy te dwa ostatnie wyrazy to prawda… - Powiedziała, że jestem strasznie nudny, że ona i tak wyjeżdża i że bardziej lubię Ciebie, niż ją… i wiesz co?? Co do ostatniego to się nie pomyliła… - serce mi drżało… - Ja też Cię kocham, Draco…, ale nie możemy być razem, póki ja nie załatwię sprawy Musti i Wyjca, dobrze…??? – wyszeptałam to wprost do jego ucha. - Dobra… - Pocałował mnie, a był to najpiękniejszy pocałunek, jaki mogłam sobie wymarzyć…