09.11.2005 :: 22:32
9. Slytherin i Gryffindor Od razu po powrocie z ferii rozpoczęło się wielkie kucie. Myślałam, że będzie trochę luzu, ale nic z tego. Najwięcej zadawała nam McGonagall, ale Snape nie był od niej gorszy. Łaziłam z podkrążonymi oczami, zupełnie jak rok temu. Ja nie wiem co się dzieje, przecież SUMy były już dawno!!! Non stop się uczyłam. Odpytywanie było z każdej lekcji bardzo szczegółowe, więc postanowiliśmy odłożyć sprawę pegazów na czas bliżej nieokreślony. Siedziałam właśnie przy obiadku z książką na kolanach, gdy nagle do stolika Ślizgonów przysiadł się… - Potter?? Co ty tu robisz, masz chyba swój stół?? – zapytałam go z mieszaniną wściekłości i zdumienia na twarzy. Jak on śmie przeszkadzać mi w posiłku i w nauce?? - Eeee… no bo… pamiętasz o naszej umowie z Balu Bożonarodzeniowego?? - No tak. Jak na razie nic poważnego się chyba nie stało?? – rzeczywiście, nie słyszałam od Pabla ani słowa o Weasley’u. - Niby nic, ale… Ron cały czas chce się bić z tym twoim przyjacielem. Kiedy mijają się na korytarzu muszę go trzymać, bo już się rwie do bójki… Jak myślisz, dlaczego tak jest?? - A on nadal chodzi z Granger?? – próbowałam czytać książkę, ale mi nie wychodziło… - Tak, ale cały czas się kłócą, bo on myśli, że ona ciągle kręci z Pablem… - Jezu… Człowieku, wrzuć na luz i niech to samo zrobi twój kumpel. – miałam tego dosyć. Jest tyle nauki, a ja mam się podniecać jakimś żałosnym zazdrośnikiem??!! - Ale, Draco… Czekaj!! – wyszłam z Sali nie dokończywszy zupy. Poszłam do biblioteki, a za mną pobiegł Potter. Kurde, co on ode mnie chce?? - Słuchaj, jak do ciebie jeszcze nie dotarło, to mam gdzieś problemy emocjonalne Weasleya. Niech chłopak radzi sobie sam. A ty też coś zacznij robić, a nie, wtrącasz się do ich związku. - Ja się wtrącam?? Ja chcę tylko pomóc!! - Nie zgrywaj jakiegoś szlachetnego bohatera, bo ci nie wychodzi, a jak szukasz pomocy, to zadzwoń na telefon zaufania. Mieszkasz u mugoli, więc powinieneś wiedzieć co to jest. (Chodzę na mugoloznastwo z wyboru babki… – przyp. Autorki) – teraz byłam wściekła. To chyba z niewyspania, normalnie się tak nie zachowuję… - Dobra, dobra… !!! Ale jak kiedyś będziesz potrzebowała pomocy, to nie licz na mnie!! - Nie jesteś mi do niczego potrzebny!! – z nosem w suficie weszłam do biblioteki, ostatniej spokojnej ostoi. …:::… - Sally, co ci się stało??? – spytał Draco z troską w głosie. Leżałam właśnie na jednej z kanap we wspólnym i zanosiłam się szlochem. Wszystko przez tego Pottera! A może to z niewyspania… - Nic, zooostaw… mnie… chlip… - Nie pójdę, dopóki mi nie powiesz co ci jest. - przytulił policzek do moich włosów. Było już późno w nocy i wszyscy normalni ludzie spali, a ja próbowałam się uczyć. Jak zwykle, gdy jestem zmęczona i ktoś mnie rozdrażni, to płaczę. - Naprawdę nic... głupstwo takie… - popatrzyłam w jego blade oczy – Potter mnie wkurzył po południu i to sobie przypomniałam teraz… - Potter!? – łups… „Wściekły Malfoy” odsłona druga – Płaczesz przez Pottera?! - Eee.. no właściwie to niezupełnie… - A jak oni się pobiją, albo pozabijają?? - Już ja mu pokażę, że z moją dziewczyną się nie zadziera!!!! - Proszę, nie zrób mu krzywdy – na to jeszcze sobie nie zasłużył… - Nic mu nie zrobię, tym razem, ale jak jeszcze raz się do ciebie odezwie, to gorzko tego pożałuje. – miał tak zaciętą minę, że wolałam nie dyskutować. Zebrałam książki, dałam Dracowi całusa i poszłam spać. Jutro pewnie spóźnię się na śniadanie… …:::… - Draconine, wstawaj!!! - Ja chcę jeszcze spać… - a mówiłam, że nie wstanę rano!!! - Zaraz mamy zielarstwo, Sprout nas ubije jak młode tentakule jak się spóźnimy!! - (*&^$#%) oj dobra, już wstaję… - próbowałam postawić nogę na zimnej podłodze sypialni (lochy – brrrrr) ale się poślizgnęłam i wylądowałam pod łóżkiem…- oooo, moje skarpetki w misie! Szukałam ich… - Sally!!!!!!!!!!!!!! Nie mamy czasu!!!!!!!!!!! - Już, już… - W dziesięć minut („łoł, jak szybko!!!” – przyp. Alexa; „no jasne że szybko, ty byś się szykowała półtorej godziny” – przyp. Sally; „zamknij się i pisz dalej” – przyp. Alexa; „a, racja” – przyp. Sally) byłam już gotowa do drogi, tzn. do wyjścia. Dobiegłyśmy do cieplarni spóźnione dosłownie trzy minuty. Mieliśmy zielarstwo z Ravenclawem – cholerni Krukoni-kujoni – a u nich spóźnienie równało się z morderstwem… - Dzieńdobrywieczór!!! Przepraszamy za spóźnienie profesor Sprout!!! – Babka zmierzyła nas chłodnym wzrokiem… Ooł… - Hmmm… dobrze… Slytherin traci 10 punktów, siadajcie… - omg, jak dobrze, że tylko tyle… - aha, i macie napisać pracę dodatkową na temat „Jak moje spóźnienie się na zajęcia może wpłynąć ujemnie na roślinki, którymi się opiekuję”, dwie rolki pergaminu do następnej lekcji!! – hmmm…, a jednak nie będzie kolorowo… Tyle nauki, a Sprout jeszcze nam zadaje takie coś!!!! Kiedy ja się wyśpię??? Na zielarstwie jak zwykle było nudno, o mało się nie kimnęłam, a jeszcze dostaliśmy taką pracę domową, że zwątpiłam w moją naukę w tej szkole w przyszłym roku… Przed następnymi zajęciami (transmutacja) poszłam do biblioteki poćwiczyć zmianę koloru sierści niewielkich ssaków (na ostatniej lekcji nie uważałam, a wiedziałam, że McGonagall będzie z tego pytać :/ ) i zastałam Pabla pogrążonego w drzemce. Jak on słodko wygląda, gdy śpi!!!! Po chwili dostrzegłam kogoś jeszcze. Ciemna czuprynka oparta o ramię Wyjca… Musti!!!!!!!!!!!!! Wiedziałam… :> - Haloooooooo, pobudka…. – szturchnęłam chłopaka w ramię. Jakie to dziwne uczucie kogoś budzić, a nie być budzonym… - Wstawajcie… - to nic nie dawało, więc pora na drastyczne środki… - Pablo!!! Już po dzwonku!!! Masz teraz OPCM!!!! - Co? Jak? Gdzie? OPCM? Lecę!! – chłopak wstał, a Musti uderzyła głową w krzesło. Dało się słyszeć ciche „Auć…” i zaspana Ann podniosła się na krześle. - Ładnie spaliście… razem… - jak uroczo wygląda rumieniec wstydu… - Eee… no bo… ja tylko… bo on… eee… pomoc… - Jedno mówiło przez drugiego… „Tylko winny się tłumaczy”. Nie słuchając ich wyszłam z biblioteki, gdyż zadzwonił dzwonek… McGonagall oczywiście mnie zapytała, a jak zapaliłam jej tiarę, to kazała mi ćwiczyć te zaklęcia przez całą noc i zagroziła, że jutro też mnie spyta, mimo, iż nie mam z nią jutro lekcji :/ . Było trzeba uważać na ostatniej transmutacji… Na szczęście czekały mnie eliksiry, więc mogłam się odstresować… Niestety, nie przewidziałam, że Draco ma zamiar zabić Pottera. Szliśmy sobie z Malfoyem na lekcję, gdy nagle zza rogu wyszedł Harry we własnej osobie. Przypomniałam sobie co się stało wczoraj po południu i wieczorem i ciarki przeszły mi po plecach. Ja nie chcę ofiar śmiertelnych… - Ooooo Głupotter. Pożałujesz tego co zrobiłeś wczoraj Sally, słyszysz ?! - Tak??? A co mi zrobi taki laluś jak ty?? - Chcesz się przekonać?? - No dawaj! Zobaczymy, czy jesteś tak mocny w czarach jak w gębie!! - Niedocz…. Ej, co ty robisz?? – ciągnęłam Draca z całej siły za tył szaty. - Chodź, nie trać czasu na takich przygłupów! - Ale ja chcę go pobić! – jejkuuuuuuu, jak małe dziecko… - Chodź, mówię! - Dobra… Ale nie myśl Potter, że ci ujdzie na sucho, na razie zawdzięczasz jej życie!!!! - Phi! Myślisz, że się Ciebie boję?? – zapytał Harry wypinając dumnie pierś. Malfoy nie zdążył nic powiedzieć, bo właśnie wciągnęłam go do lochu, w którym odbywały się eliksiry. - Uhhhhhhhhhh….. Dlaczego ja nigdy nie mogę mu pokazać gdzie jest jego miejsce?? - Daj sobie spokój, i tak pewnie dzisiaj Snape mu zrobi kocioł na lekcji. - Może i masz rację… A co dostanę w nagrodę, że byłem taki dzielny?? – jejku, ja się pochlastam… - A co chcesz?? – spytałam zalotnie… - Buuuuz…. – nie zdążył dokończyć, bo właśnie do klasy wszedł Snape a za nim reszta Gryonów i Ślizgonów. Ćwiczyłam, ćwiczyłam, ćwiczyłam i za chyba setnym razem udało mi się zmienić kolor sierści mojego kota na różowy. Łaził głupi Narcyzik i próbował zlizać z siebie ten róż, ale cosik mu nie wychodziło. Zaklęcie cofające zmianę koloru poznamy dopiero w następną środę… co za pech… (pech – pH) Było jeszcze wcześnie (około 1 a ja odrobiłam już wszystkie lekcje, więc porwałam Musti, Abrę i Wyjca i polecieliśmy zrobić wojnę na śnieżki. Za nami poszło też kilku innych uczniów (Draco się gdzieś zapodział, ale byli Goyle, Luna Crabbe, Milicenta i kilku młodszych, a także dwóch siódmoklasistów). Zabawa była przednia, ale tak się zmoczyłam, że nie wiem kiedy moje ciuchy wyschną . W naszych mundurkach wkurza mnie jedynie to, że dziewczyny w zimę nie mogą nosić spodni, tylko nieprzyzwoicie krótkie spódniczki… Cholerni męscy szowiniści! To przez nich… W zamku zamówiłam sobie herbatki (Ślizgoni mieli kilka skrzatów domowych do dyspozycji) i rozwaliłam na mojej ulubionej kanapie. Zaraz też przysiadła się reszta brygady śnieżkowej i rozgorzała dyskusja na temat Gryfonów (nasz ulubiony temat we wspólnym ). Obgadywanie, przypominanie co lepszych sytuacji itepe, itede. Jeszcze na początku tego roku lubiłam Gryffindor, patrzcie, jak to się może zmienić… Oni należą jakby do zupełnie innego gatunku. Wcześniej nie miałam z nimi prawie kontaktu. Wkurzali mnie, ale nie chciałam ich gnębić… Teraz miałam nieposkromioną ochotę pokłócić się z którymś Gryfonem… Czy coś jest ze mną nie tak?... ..:::.. Wtorek… Na jutro mam napisać wypracowanie dla Sprout i zademonstrować zaklęcie McGonagall. Jak ja się wyrobię???? No nic, trzeba iść do biblioteki… Wpadłam tam jak strzała. Dział: rośliny, podtytuł: opieka… Mam „Zaopiekuj się mną – poradnik hodowcy magicznych roślin”. Bosh jakie to dłuuugie… Zasiadłam do pisania przy pierwszym wolnym stoliku. Dwie rolki pergaminu! Co ona sobie myśli! No dobra, piszę rozwlekłym pismem, najgrubszym piórem, robiąc dużo akapitów… „W tej pracy chciałbym przedstawić wpływ mojego spóźnienia na lekcję zielarstwa na magiczne rośliny…” Jakie to monotematyczne… lejemy wodę: „Na świecie istnieje wiele gatunków magicznych roślin, z czego czarodziejom udało się udomowić jedynie 43% z nich. Poczynając od najmniejszych, jak karlik trójlistny, aż do największych, na przykład wyolbrzymiacz żółtokolcowy, magiczne rośliny potrzebują naszej opieki. Nie są one w stanie same zapewnić sobie pożywienia, ponieważ wiele z nich…” Niee… Jak Sprout to kupi to uwierzę w króliczka wielkanocnego. „…również wiele roślin potrzebuje zróżnicowanych warunków środowiskowych i cieplarnia…” - CO???? – od pół minuty ktoś stukał mnie zawzięcie w ramię. Odwróciłam głowę tak gwałtownie, że aż zabolał mnie mięsień w karku. - Nie przeszkadzam? – znowu ten Potter… A co to, uśmiech numer 6?? - Przeszkadzasz, więc bądź łaskaw pójść precz zanim stracę cierpliwość. Czy nie uważasz że w ciągu tego tygodnia już dość zawracałeś mi głowę???? - Ale to jest ważne… - Ważne jest to, że na jutro mam napisać referat dla Sprout i po prostu NIE PRZESZKADZAJ MI!!!! – czy ten człowiek nie rozumie, że mam go dosyć? - Słuchaj, nie pójdę stąd dopóki nie usłyszysz co mam ci do powiedzenia, JASNE???? - NIE! Ja mam naprawdę dużo roboty… - gdy podniósł na mnie głos trochę się opamiętałam. Nie powinnam była zaczynać krzyczeć. - Chodź… - Harry stanowczo pociągnął mnie za rękę a minę miał taką jak uścisk… Jak nie zdążę napisać tego wypracowania to coś mu zrobię… Wyprowadził mnie z biblioteki nie zauważając zaciekawionego wzroku innych uczniów i wszedł na schody. W połowie stopni zatrzymał się i odwrócił twarzą w moją stronę. - No czego chcesz i dlaczego stoimy w tak dziwnym miejscu?? – byłam wkurzona nie na żarty… - Słuchaj, od dawna chciałem ci to powiedzieć, ale nie miałem odwagi… Po ostatnich zdarzeniach zrobiło mi się strasznie głupio i może rzeczywiście powinienem zostawić Rona i Hermionę samych, ale widzisz, od kiedy oni są razem ja nie mam się do kogo odezwać i chciałem z kimś pogadać, rozumiesz? - I co? - No i to, że chciałbym z tobą porozmawiać, bo jesteśmy prawie najstarszym rocznikiem i nie mam z nikim w Gryffindorze tak wiele tematów do rozmowy jak z tobą… a poza tym od dawna, a konkretnie od końcówki piątego roku, gdy zobaczyłem cię w pociągu jak siedziałaś z Kate i z Julią (moje dwie przyjaciółki, które przeniosły się do Beauxbuttons – przyp. Sally), to tak jakoś mi się zrobiło lżej na sercu i nawet nie myślałem już że Cho nie poszła ze mną na bal rok temu i po prostu spodobałaś mi się i… - Czekaj, czekaj. Na twój monolog ja na razie powiedziałam jedno zdanie, więc pozwól, że o coś spytam… - A o co? – nie no, jakby się nie mógł domyślić… - Ja ci się podobam???? - Eeee… skąd wiesz… - Sam to przed chwilą powiedziałeś! - Eeee… Aaaaa… bo widzisz, bo tak jakoś ci ładnie w zielonym, iiii… - Ty chyba sobie żartujesz ze mnie – nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. No moment. Ten dziwny człowiek, ten zadufany w sobie egocentryk, chłopak, który trafia na pierwsze okładki gazet, który już pięć razy uniknął śmierci z rąk Czarnego Pana, on mi mówi, że ja mu się podobam… nie no, ten świat schodzi na psy… - Nie żartuję. Sally… czy ty na pewno jesteś szczęśliwa z Malfoyem? – nie no, to już szczyt bezczelności!!!! - Jasne że tak i radzę ci, więcej nie wchodź mi w drogę, jeżeli nie chcesz dostać w pysk. – już byłam tak rozdrażniona że schodząc ze schodów spadłam z dwóch ostatnich stopni. Musiało to wyglądać komicznie, ale mina Pottera była jeszcze lepsza… Co on sobie w ogóle wyobraża!!!! Idę się uczyć… - Sally!!!! Niech sobie woła… muszę skończyć ten referat dla Sprout… ..::::.. - Cooooo????!!!! – ale Alexa ma głupią minę ^^ - No mówię ci, i wtedy on powiedział, że ja mu się spodobałam jak jechałam w pociągu, gdy jeszcze trzymałam się z Kate i Julią… - Ale jazda będzie jak to się rozniesie… Sally, czy myślisz o tym samym co ja?? - Jeżeli ty myślisz o tym samym co ja, to jest to świetny pomysł… - Dobra to plan jest taki: pytanie numer jeden: największa plotkara w szkole?? - Oczywiście Milicenta Bulstrode… - ale będzie fajnie. Potter dostanie za swoje. Nie mam zamiaru się z nim spotykać, rozmawiać a tym bardziej być jego dziewczyną… - Pytanie numer dwa: jaka będzie od dzisiaj największa plotka w szkole?? – ach ten błysk w jej oczach… hihi… - Hmm… „Potter zakochany w Draconine??” - Zgadza się, wygrałaś przenośny zestaw do pielęgnacji nawozów sztucznych!!!! – BACH! Alexa na podłodze… ….::::…. Jak Abra to zrobiła, to nie wiem, ale rzeczywiście plotka o platonicznej miłości Pottera do mnie rozniosła się jak burza. Wszyscy wiedzieli, że chodzę z Malfoyem, więc nic dziwnego, że wytykali Harry’ego palcami… A najlepsza była reakcja Dracona… - Coooooo???? – częste pytanie ostatnimi czasy… - No tak słyszałem, co nie Crabbe?? - Jasne Goyle! – te dwa Goryle nie mają krzty rozumu we łbach. - Potter pożałuje, że przeżył tą noc, kiedy zginęli jego szlamowaci rodzice. Na razie Czarny Pan zbiera siły, ale mam nadzieję, że niedługo będzie gotów… - Draco… czy ty aby nie przesadzasz?? – wtrąciłam się, gdyż właśnie wracałam z obiadu i wpadłam na rozmawiających chłopców… - Ja??? A dlaczego miałbym przesadzać??? – objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie, a jego uścisk był tak władczy, jakby chciał pokazać, że należę tylko do niego. NIE! Nie będę taktowana jak rzecz… - Mógłbyś trzymać mnie troszkę lżej, nie mam ochoty na TAKĄ czułość… - wyrwałam się z tych kleszczy, ale pozwoliłam się objąć za ramię… niech chłoptaś wie gdzie jego miejsce… - Przepraszam, ale Potter mnie tak dobija… Szok dosłownie!!!! - Nie martw się mnie też wkurza… - Wiecie jaki był jego ostatni szlaban??? Musiał szorować podłogi w lochu Snape’a po tym jak nakarmił Longbottoma fasolką o smaku wymiocin. Pamiętacie co było dalej???? – ogólny wybuch śmiechu. Gdy już się trochę uspokoiliśmy… - Aaaaa… właśnie co z klasyfikacją domów?? Crabbe, Goyle, byliście przy klepsydrach?? – wielkimi krokami zbliżał się koniec roku, a wyniki między Gryffindorem a Slytherinem były wyrównane. Puchar Domów w tym roku MUSI być nasz. Zdobycie Puchary Quidditcha nie będzie trudne, bo nasi chłopcy są w tej chwili najlepsi i naprawdę nie wiem co może stanąć na przeszkodzie przed wygraniem kolejnych trzech meczów. A propo, w trzecim tygodniu lutego gramy z Puchonami. - Ja byłem – odezwał się Crabbe – na razie jest 485 do 492 dla nas. Krukoni i Puchoni są daleko w tyle… mają po 240 około. - Draco… co zrobimy… - popatrzyłam na blondyna wyczekującym wzrokiem. Może on coś wymyśli… - Mamy dwa sposoby. Albo gramy fair albo oszukujemy. – Spojrzeniem spytał nas co wybieramy. Oczywiście druga opcja :> - A więc słuchajcie… - przedstawił nam sposób oszukania klepsydr polegający na wrabianiu Gryfonów na eliksirach. Musieliśmy tylko powiadomić o tym Ślizgonów na wszystkich rocznikach i Puchar Domów będzie nasz…