09.11.2005 :: 22:33
10. Walentynki Pierwsze dwa tygodnie lutego nie były dla mnie zbyt szczęśliwe, toteż gdy 14 dnia tegoż miesiąca Alexa obudziła mnie skacząc po moim łóżku zdrowo kopnęłam ją w nogę. - Ała! Sally uważaj troszkę!! - Ojej, to niechcący… [skruszona minka] – taaaaa, niechcący… :> - Nie szkodzi, po prostu się cieszę - A co jest?? – byłam zaspana, jakby co… - W A L E N T Y N K I !!!! - Aaaa, to. – to chyba oczywiste co będę robić… położyłam się z powrotem. Niech Abra się cieszy, pewnie ten Syriuszek coś dla niej szykuje… - Oj Draconine weź przestań. Przecież to najcudowniejszy dzień w roku!!!! - Tak?? Nie zauważyłam… Lex, przecież zakochanym jest się przez całe życie i moim zdaniem każdy dzień jest dobry żeby to świętować… - Sal, nie mów tak… Wiem co może poprawić ci humor. Dziś rano to zrobiłam, gdy… - nie usłyszałam dalszej części, ponieważ Alexa wpadła do szafy i zawzięcie czegoś szukała… po kilkunastu minutach… - Mam!!!! Spójrz, czy one nie są urocze?? - Coś ty zrobiła z moim płaszczem??!! – on był, on był… różowy… [rezygnacja] - Nie podoba ci się?? Ja też taki mam. Założysz go… dla mnie?? – nie nie, proszę wszystko tylko nie to… ten kolor nie pasuje do mojej karnacji, nieeeeee!!!! - Jasne Alex, w sumie nie jest taki zły… - Gosh, czego się nie robi dla przyjaciół… ….::::…. Uliczki Hogsmade były zasypane białym puchem, wszędzie były porozwieszane ostrokrzewy, a dookoła pachniało ciastami. Mimo, że Święta dawno już minęły to nikt nie chciał pozbywać się ozdób. Ten śnieg tworzył tak niepowtarzalny nastrój, że wszyscy pragnęli zatrzymać magię zimy do samego końca. Idąc główną aleją [z Drackiem oczywiście] starałam się nie myśleć o tym różowym czymś… nie wspomnę o minie Malfoya jak mnie zobaczył :/. Mam nadzieję, że Lex potrafi to odwrócić… - No to Sal, gdzie idziemy?? - Nie wiem, ty wybieraj… - popatrzyłam mu głęboko w oczy… i nagle buum coś mną szarpnęło, zakręciło i stanęłam naprzeciwko… - Paul?? Co ty tu… - Ciiii, z kim jesteś?? – minę miał dość śmieszną… - Z Drackiem, nie zauważyłeś go?? – w tym momencie Malfoy objął mnie od tyłu w pasie. - No właśnie Paul… nie zauważyłeś mnie???? – zdawał się być obrażony a ton jakim mówił… okropność… - A więc [nie zaczyna się zdania od „a więc” Sally – przyp. Musti … oj czy ty zawsze musisz się czepiać szczegółów???? – przyp. Sally] a więc czego chciałeś, że tak gwałtownie mnie wyszarpnąłeś?? - Wiesz… właściwie to już nic, bo wolałbym rozmowę na osobności, ale skoro tak to ja się nie będę narzucał… miłych Walentynek… - i odbiegł. Teraz już nic nie rozumiałam… - Chodźmy do Trzech Mioteł na kremowe – powiedział Draco zrezygnowanym tonem ciągnąc mnie za rękę. Co to była za sprawa do obgadania „na osobności” ?? Weszliśmy do pubu, który cały był zawalony ludźmi. Wśród nich było kilku uczniów Hogwartu, w tym hmmm… Crabbe i Lunka?? - Hej, możemy się dosiąść??? – przywitał się Draco. - Jasne siadajcie! – Lunka zdawała się być zadowolona ze swojego towarzystwa… ojej, aż trudno uwierzyć. Ta miła, spokojna osóbka, delikatna blondyneczka, która uczy się jeszcze więcej niż ja, chodzi z takim eee… dość nieprzeciętnym chłopakiem jak Crabbe, który krótko mówiąc ma tic-taca zamiast mózgu… Ten świat schodzi na psy… Rozmawialiśmy tak sobie dobrą godzinę, wypiliśmy stanowczo za dużo kremowego, aż wreszcie ktoś przytomny stwierdził, że robi się ciemno i pora wracać. Jedyne co byłam w stanie powiedzieć: - Jak dobrze… będę mogła w końcu zdjąć ten płaszcz… ….::::…. Po powrocie do pokoju wspólnego od razu kazałam Lexie naprawić mój płaszczyk. Co ona sobie myśli?!!! Sama łaziła w swoim, ale ja… po co się zgadzałam?? Będę miała wstręt do różowego przez najbliższe 100 lat… Dzień minął spokojnie, aż nie wyobrażałam sobie takiego. Liczyłam… nie, to złe słowo, Obawiałam się, że Potter będzie klęczał u moich stóp i śpiewał serenady, a tymczasem on nawet nie poszedł do Hogsmade!! No cóż są czarodzieje i taborety. Jutro są eliksiry i może nareszcie będę się dobrze bawić.