09.11.2005 :: 22:33
11. Snape i eliksiry Zadzwonił dzwonek obwieszczający początek lekcji… lekcji nie byle jakiej, bo eliksirów – porażki Gryfonów, zwycięstwa Ślizgonów. Jak zwykle nasze dwa domy stały pod dwiema przeciwległymi ścianami lochów i wymieniały się obelgami… Do realizacji planu poprawienia punktacji Slytherinu włączył się cały dom. Wszystkie roczniki otrzymały informacje z prośbą o potwierdzenie pomysłu… Oczywiście szósty rok, jako pomysłodawca [to my! to my!] zaczął serię wrabiania Gryffindoru u Snape’a… Snape otworzył drzwi Sali. Na samo wejście Milicenta podcięła Patil i ta wylądowała na kociołku profesora, a cała zawartość pojemnika wylała się na podłogę… - Patil, ty niezdaro!!!! – Snape był zły. – Czy nie możesz trochę uważać?? To był bardzo pracochłonny eliksir!!! Gryffindor traci 10 punktów a ty masz szlaban!!!! - Ale, panie psorze Snape, to Bulstrode.. – zaczęła Brown. - Acha, a teraz będziecie wszystko zwalać na Milicentę, tak?? Brown, przez ciebie Gryffindor traci kolejne 5 punktów!!!! Siadać. Informacje o eliksirze znajdują się na tablicy, macie 40 minut na wykonanie go. Pod koniec lekcji zbieram podpisane fiolki. No co się tak patrzycie??!! Brać się do roboty!!!! - Piękne wejście Mili – przybiłam jej piątkę. - Dzięki. – mrugnęła do mnie. To jeszcze nie koniec… Nott zauważył, że znowu Hermiona daje wskazówki Longbottomowi i gdy chłopiec się odwrócił do Granger, Nott dorzucił mu do eliksiru śledzionę szczura. Efekty były bardzo ciekawe, a Neville za zdemolowanie klasy dostał -15 punktów. No to mają już 30 w plecy… :> Po lekcji podeszliśmy do wielkich klepsydr. 445 dla Gryfonów… hmmm… oprócz nas ktoś im odjął jeszcze 10 punktów. No nic, lepiej dla Slytherinu ;] Przez kolejne dni Gryffindor spadał coraz bardziej w klasyfikacji domów, a Gryfoni byli zupełnie bezradni na wściekłego Snape’a. Zauważyłam, że profesorkowi zaczęły się chyba mocniej przetłuszczać włosy… może to przez ten stres… …::::…. Dawno nie byłam w stajni pegazów… może czas tam zajrzeć?? W czwartek po lekcjach pobiegłam do uskrzydlonych koni. Jak one ślicznie wyglądają na wybiegu!!!! Stałam tak przy ogrodzeniu i wpatrywałam się w silne nogi, umięśnione łby, zgrabne kopyta. I wtedy zauważyłam coś dziwnego. Z lasu wyszedł srebrzysty jednorożec, przeskoczył płot wydzielający pastwisko i podszedł do Zeusa. Pegaz stanął dęba, położył uszy i natarł na przybysza. Jednorożec zdawał się nic z tego nie robić, stał tam jak wryty i wpatrywał się w Zeusa, a w jego oczach odbijało się światło gwiazd…Co to jest?? Jeszcze jeden?? Pomiędzy pegazem i jednorożcem wylądował testral [tak, mogłam je widzieć, ponieważ byłam przy śmierci babci, bardzo ją kochałam …]. Pegaz się uspokoił i trzy magiczne konie zaczęły pochrapywać i rżeć… wyglądało jakby się naradzały… Stałam tak z otwartą buzią, aż za moimi plecami pojawił się… - No Zeller, co ty tu robisz??? - Profesor Hagrid?? Ja tylko przyszłam do pegazów, ale coś się chyba stało, bo przyszedł jednorożec i testral… - To przywódcy pegazów, jednorożców i testrali tu stoją… Chyba się naradzają, tylko cholibka nie wiem nad czym… Zaświtała mi do głowy pewna myśl. - Panie profesorze [uśmiech numer 7] czy wie pan coś może o zastosowaniu sierści pegazów?? – proszę, wie, na pewno wie, wie, wie… - Wiem… Była taka jedna czarownica… Nazywała się Megania Perks i ona umiała robić cuda z sierści pegaza… po pierwsze potrafiła zrobić z niej nić, a potem szyła najróżniejsze rzeczy. Jej wyroby miały oczywiście właściwości magiczne… Ta czarownica miała swoje własne stado pegazów. Zeus jest właśnie z niego. Po jej śmierci znaleziono testament, w którym było napisane, że wszystkie wyroby przekazuje wnuczce a pegazy każe wypuścić na wolność. Ale Zeusa złapali i mamy go tu. Coś sobie uświadomiłam… Moja babcia nazywała się Megania Perks… - Dziękuję psorze… do zobaczenia!! – poszłam do zamku. Ciekawych rzeczy się człowiek dowiaduje…