09.11.2005 :: 22:34
12. Marzec Mugole mają czasem śmieszne powiedzonka, na przykład „W marcu jak w garncu”. Jednak tegoroczna wiosna właśnie tak się rozpoczęła. Często padał grad, który w najwyższych wieżach tłukł szyby, i wydobywał ogłuszający dźwięk z wielkiego dzwonu obwieszczającego zazwyczaj początek lub koniec lekcji. Uczniowie zasłaniali twarze szatami, żeby tylko uchronić się od mocnych uderzeń grudek lodu. Z powodu pogody rzadko wychodziliśmy na dwór, toteż jedyną rozrywką po lekcjach były rozmowy, nauka, albo głupie kawały… Ja zastosowałam dwie pierwsze opcje, podobnie jak większość uczniów powyżej 15 roku życia… Nauka, nauka, nauka – tak zleciało mi jedenaście pierwszych, gradowych dni marca… Drugi tydzień nauki kończyły zaklęcia, chyba najgorszy przedmiot w piątki. Same lekcje są całkiem ciekawe, ale denerwuje mnie Flitwick. Może i jest zabawny jak stoi na tym swoim stosie książek, może jest milutki dla Puchonów, Krukonów i Gryfonów… Do Ślizgonów mówi takim przesłodzonym, sztucznym tonem, często zajeżdżającym obłudą… Co za facet… W ten piątek Flitwick mnie nie oszczędził… - Zeller!!!! Cisza!!! Panno Zeller, zaprezentujesz nam zaklęcie równowagi na tym stosie filiżanek?? – zapytał mnie tym przesłodzonym głosikiem, ale z lekką nutką goryczy… a temu o co chodzi?? - Oczywiście… już się robi… - odpowiedziałam tym samym tonem dodając uśmiech blondynki numer 5. – Balancity!! – pięć zabytkowych, porcelanowych, bogato zdobionych filiżanek stanęły jedna na drugiej, opierając się na brzegach… żeby tylko nie spadły… proszę, żeby nie spadły… brzdęk…ojej jedna spadła na podłogę i potłukła się na małe kawałki… - Reparo! - Krzyknął Malfoy siedzący w ławce za mną. - Hmm, no dobrze panno Zeller… 8 punktów dla Slytherinu, bo udało się pani nie potłuc czterech filiżanek… - fajnie… tylko tyle za zaklęcie, ja nie mogę… - A może mogę dziś zdobyć jeszcze troszkę więcej punktów?? – zapytałam ze słodkim uśmiechem, bo przypomniałam sobie o układzie co do Pucharu Domów… - Hmm, no dobrze… jeżeli zbalansujesz te igły jedna na drugiej dodam Slytherinowi 30 punktów… pokaż na co cię stać!! – przede mną pojawiło się 10 igieł, bardzo cienkich, z ostrymi końcami… za nic nie utrzymam ich w pionowej wieży… Stało się coś dziwnego, gdy krzyknęłam „Balancity!” i gdy igły wskoczyły na siebie Baylife rozgrzał się na mojej szyi i poczułam dziwne ciepło spływające wzdłuż barku, ramienia, łokcia, ręki, aż do dłoni, po czym moja różdżka także zrobiła się bardzo ciepła. Jakimś cudem igły utrzymały się wyjątkowo prosto i żadna nie spadła na ziemię… Ciekawe ile razy ten naszyjnik mnie jeszcze zadziwi… [i ciekawe ile razy powtórzę jeszcze tą kwestię ] - Brawo! Brawo panno Zeller!! Zaskakujące skupienie - 40 punktów dla Slytherinu!!!! Teraz nie tylko Flitwick klaskał… cała klasa wiwatowała, bo dawno nikt nie zrobił tak dobrego zaklęcia… no, może poza Granger, ale u niej to codzienność :/. Zadowolona mimochodem ścisnęłam prostokątny kawałek łuski na mojej szyi… kochany Baylife… co ja bym bez niego zrobiła… *** Uradowana sukcesem poleciałam zaraz z Lexą i Malfoyem do Musti i Paula. Oczywiście zastaliśmy ich w bibliotece – uczyli się razem. Draco nie chciał podejść do Wyjca… co mu odbiło??? W sumie Paul też nie patrzył na blondyna przyjaźnie… Opowiedzieliśmy przyjaciołom całą lekcję, ale Pablo i Malfoy zdawali się w ogóle nie słuchać… cały czas mierzyli się wzrokiem… - Ej, chłopaki… co wam odbija??? Nie cieszycie się, że prowadzimy w punktacji??? - Nie no ja się bardzo cieszę… - przytaknął Paul, ale nie wyglądał na uradowanego… - No trudno… wasz biznes… Lexa, chodź ze mną po książki, zaraz mam eliksiry… - Ann wyciągnęła Abrę z biblioteki, a w ślad za nimi poszedł Draco [z nosem w suficie]. Na odchodne jeszcze krzyknął: - Sally!! Idziesz??? – powiedział to tak władczym tonem… co on sobie myśli??!! - Nie!! Musze jeszcze porozmawiać z Paulem!! – Malfoy miał minę pod tytułem „Acha, czyli wolisz jego ode mnie??!!” jego strata, niech się przejmuje. Spojrzałam na Wyjca… czemu on od kilku tygodni chodził taki dziwny… - Draconine… pamiętasz walentynki??? Jak z tobą chciałem wtedy pogadać?? - Jasne… po to tu teraz jestem, żebyś mi powiedział o co chodzi… - No widzisz… Chodzi mi o Malfoya i o ciebie… - Taak?? – co on knuje… to do niego niepodobne… - Sally… Czy ty wiesz czym się zajmuje jego ojciec?? – o qrczę, rzeczywiście nie wiem, ale wyjdzie na to, że tak naprawdę nie znam własnego chłopaka… - Phi! Co to za pytanie!!! Jasne, że wiem… - kłamstwo to moje drugie imię… - A wiesz, że on był śmierciożercą??? – Paul powiedział to tak konspiracyjnym szeptem, że aż podskoczyłam… - Słuchaj, ty mi tu… ŚMIERCIOŻERCĄ???? – dopiero dotarło do mnie co powiedział Pablo… nie, to niemożliwe… Moi rodzice też popierają Czarnego Pana, ale nigdy, przenigdy nie zostaliby śmierciożercami… nie, to chore, w ogóle skąd Wyjec ma takie informacje… - Ciiiicho siedź, bo jeszcze ktoś usłyszy… Zgadnij skąd to wiem… :> - … - Pamiętasz co mówił Potter rok temu o powrocie Sama-Wesz-Kogo?? - No pamiętam… i co?? - No i to, że Potter w wywiadzie podał nazwisko Malfoya jako poplecznika Czarnego Pana!!!! - Oj przestań… wierzysz w te bujdy??!! Kto jak kto, ale ty powinieneś mieć trochę rozumu w głowie… Przecież Potter nie znosi Malfoyów!!!! To normalne, że podał ich nazwisko, żeby ich oczernić!!!! - A ja ci mówię, że ten cały twój Dracuś to zwykły morderca a jego ojciec, to lepiej nie mówię… Przecież Śmierciożercy zabili tysiące ludzi z polecenia tego, tego… Sama-Wiesz-Kogo… Ja się nie zgadzam. Alexa i Musti są mądre i nie zadają się z typami pokroju Malfoya, ale dlaczego ty to robisz?? Przecież Lucjusz Malfoy na pewno wychowuje Draca na swojego następcę!!!! - Sugerujesz mi, że to źle, że mam kogoś na kim mi zależy??!! Paul, ja Ciebie nie poznaję!! Nie musisz być zazdrosny o Draco. To, że to mój chłopak, to nie znaczy, że my nie możemy być przyjaciółmi… - nie wiedziałam co mam mówić, bo nie rozumiałam jego dziwnego zachowania. Ten spokojny chłopak o zimnym orzechowym spojrzeniu nagle stał się w moich oczach tchórzem i tak jakby starszym bratem [którego nigdy nie miałam i mieć nie będę]. Co w niego wstąpiło??!! - Sally… ja się po prostu o Ciebie boję… a tego Malfoya to zabiłbym jak insekta – na podkreślenie ostatnich wyrazów uderzył pięścią w dłoń. - Sorki Paul, ale pozwól, że sama będę decydować z kim mam się zadawać a z kim nie!! – tego już było za wiele. Rozumiem, że jest moim przyjacielem. Rozumiem, że nigdy nie lubił Draca. Rozumiem, że chce dla mnie jak najlepiej. Rozumiem nawet to, że uwierzył w te kłamstwa Pottera co do nazwisk Śmierciożerców [w końcu wielu ludzi mu wierzy – ja oczywiście nie]. Jednego nie mogę zrozumieć – Wyjec wie, że mimo wszystko zawsze będę kochać tego blondyna, czy jego rodzice są poplecznikami Czarnego Pana czy nie!! Czy on tego nie wie?? Czy dla niego nie liczy się uczucie!!?? - Nie!! Nie będziesz się narażać dla tej zakały porządnych czarodziejów – Malfoya!!!! - Taaaaaak?? A chcesz się przekonać???? – odeszłam z nosem w suficie [jakoś często ostatnio się to zdarza, a coś mi mówi, że jeszcze użyję tej formy zakończenia rozmowy] - Sally!!!!! Nie wiesz co ten chłopak może ci zrobić!!!! - po chwili stania Wyjec jakby nagle się opamiętał – Dobra, nie do nie!!! Radź sobie sama, ale jak znajdą Twoje zwłoki w lochach, to zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni!!!! – eeeee, subtelność nigdy nie była jego najmocniejsza stroną… :/ *** Faktem było jedno – ja i Paul nie odzywaliśmy się do siebie… Szczerze mówiąc nie było to trudne, bo Wyjec siedział w bibliotece a ja we wspólnym i nie mieliśmy zbyt częstych spotkań w cztery oczy. Niestety nasza kłótnia miała jedną podstawowa wadę [a właściwie dwie ] – Alexę i Musti. Ponieważ od tylu miesięcy stanowiliśmy bardzo zgrany zespół, to szkoda by to było teraz popsuć. Moje dwie przyjaciółki biegały ciągle w kółko… - Draconine!!!!! Mówię do Ciebie!!! Dracusiu, no proszę… Proszę, on tego naprawdę żałuje… - starania Musti były bezowocne… - Nic z tego Ann. Nie wyciągnę ręki pierwsza. Nie mam zamiaru, tym bardziej po tym, co on mi powiedział. Przecież to było… to było… no, nawet nie umiem tego nazwać, ale grunt w tym, że uraził mnie i Dracona. Nie przeproszę go, bo nie mam za co. Może niech najpierw on się postara a potem pomyślę… Ja się nie chciałam poddać pierwsza. Wyszłoby jeszcze, że to Paul miał rację!!!! Niedoczekanie jego… Albo on przeprosi mnie i Malfoya, albo ja nie wiem co z tym będzie… Gdy Paul mówił te słowa o rodzinie Draca, to nie chciałam mu wierzyć. Z resztą to Potter wszystko nakłamał, a jemu nie można ufać. To niemożliwe, żeby Ci mili państwo Malfoyowie, którzy przyjęli mnie tak ciepło w dworku, byli okrutnymi tyranami bez serca, jakimi z pewnością są Śmierciożercy. Poza tym, gdyby Draco i jego rodzina byli TACY źli to ja już dawno pożegnałabym się ze światem jako „zagrożenie”. Nie wierzę… po prostu nie wierzę. Wyjec chyba nawet nie zdawał sobie sprawy jak mnie rani. Przecież usłyszeć tak mocne słowa od własnego przyjaciela… Paul zawsze był dla mnie ważny, zawsze mogłam mieć w nim oparcie… świetnie się rozumieliśmy. To były takie jakby pary… Lexa więcej gadała z Ann, lepiej ja znała, a ja dużo lepiej poznałam Pabla… W ogóle Musti trudno było rozgryźć… Nie jest nieśmiała, to raczej forma obrony przed światem, taka zimna, wręcz królewska wyniosłość. Jeżeli Ann kogoś nie poznała „od podszewki” to po prostu z nim nie gadała. Zawsze chciałam ją podejść w jakiś sposób, ale ta dziewczyna świetnie się maskuje. Zaskakujące są ludzkie zachowania… Mimo wszystkich tych dziwnych cech charakteru nasza czwórka była często nierozłączna… ale teraz… kiedy Paul zrobił mi takie świństwo… Nawet nie mogę o tym pisać, bo zaraz zaczynam się denerwować… Może lepiej się prześpię godzinkę przed kolacją… Sen na pewno dobrze mi zrobi… *** Sen… coś mi się śniło, pamiętam to, ale obraz ciągle mi się zamazuje. Na ziemi leży chłopiec. Ma bladozłote włosy i jasnoniebieskie oczy. Jest podobny do Draca, ale to nie on. Nad chłopcem stoi mężczyzna z brązowymi włosami i kopie go w brzuch. Obok klęczy kobieta, chyba matka, bo ma takie same, bladozłote włosy. Chłopiec krzyczy a obraz mi się coraz bardziej zamazuje… Wiem już!!!! Tym chłopcem był zapewne ojciec Draco…cała sprawa działa się w salonie ich dworku… Przypomniały mi się ferie oraz słowa Paula o panie Malfoy… A może to prawda… Ten człowiek był bity jako małe dziecko, nie zawachał się uderzyć własnego syna a teraz jest poplecznikiem Czarnego Pana… To by pasowało. Nie!! Nie mogę przyznać racji Wyjcowi, przecież to niedorzeczność!! Pan Malfoy jest znanym czarodziejem, ma dobrą opinię wśród współpracowników. Mój ojciec też ma o nim dobre zdanie… Dlaczego taki szanowany czarodziej miałby dążyć do wytępienia innych czarodziejów?? Nie, nie nie i jeszcze raz nie!! Odłożę te rozmyślania na później, bo im więcej o tym myślę, tym bardziej mi to dokucza… *** Kolejny dzień, kolejne rozważania… Nie mogę przestać myśleć o Malfoyu… O jego ojcu. W moim domu nigdy, przenigdy nie było przemocy. Nie wiem, jak to jest, kiedy rodzic na ciebie krzyczy, lub cię bije. Nie potrafię zrozumieć, jak tak można… Przecież dziecko nie ma jak się bronić, nie wolno krzywdzić czegoś niewinnego. Chciałabym się dowiedzieć czegoś na temat rodziców Lucjusza Malfoya. Draco na pewno mi nie powie… on nawet nie wie, jak ja się tłukę z myślami od kilku dni. Ciągle mi powtarza, że chodzę jakaś „zamulona”, cokolwiek to znaczy. Nie mogę skupić się na lekcjach… zasypiam przy posiłkach… ciągle myślę. To mi się jeszcze nigdy aż tak nie zdarzyło, nawet pisząc to jest mi trudno dobierać odpowiednie słowa. Moich uczuć nie odzwierciedli rolka pergaminu… Dość tego!!! Czas się rozerwać i rozluźnić!!! W realizacji moich planów wyciszenia umysłu pomógł mi niezawodny Draco :* Jako prefekt ma on wstęp do wspaniałej łazienki na piątym piętrze. Wpuszczony w podłogę marmurowy basen, w którym można robić dosłownie wszystko… Setki kranów z najróżniejszymi rodzajami płynów do kąpieli… Po prostu przepych i rozkosz… na samą myśl o takiej „wannie” moje mięśnie się rozluźniają… Wybrałam się tam pewnej nocy z Alexą i Musti. Żadna z nas nie jest prefektem, więc nie powinnyśmy się pokazywać w tych okolicach w dzień. Draco podał mi hasło i około północy w pewien czwartek ruszyłyśmy się relaksować. Do łazienki dotarłyśmy bez najmniejszych kłopotów. Drzwi zaskrzypiały przeraźliwie… Alex odkręciła wodę i poszłyśmy się rozebrać. Gdy wróciłyśmy, basen był już napełniony. Z uczuciem błogiej przyjemności na twarzach zanurzyłyśmy się w basenowej toni i zaczęłyśmy odkręcać wszystkie kraniki z płynami do kąpieli. Mnie najbardziej podobały się bańki mydlane w kształcie serduszek z wylatującymi ze środka diamentowymi serduszkami. To wszystko było cudowne… Po nacieszeniu się kranikami dostałyśmy jakiegoś fioła… Musti zaczęła… zabawę w berka w wodzie!!!! Niesłychana radocha… śmiałyśmy się jak małe dzieci. Siedziałyśmy już w łazience dobrą godzinę, gdy usłyszałyśmy zgrzyt drzwi i naszym oczom ukazała się szlama Granger i Weasley. Zamurowało mnie Lex i Ann podobnie jak Gryfonów. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że przecież my jesteśmy zupełnie nagie a nad nami stoi sobie Ron, któremu w tym czasie zaczęła cieknąć ślina z obwisłej wargi. Zreflektowałam się pierwsza i złapałam za ręcznik. Szybko się owinęłam… jednak nie przewidziałam faktu, że nadal byłam w wodzie i teraz mój puchowy ręczniczek był cały mokry… Abra i Musti zrobiły pożytek z piany, którą się zakryły… - Czy można wiedzieć, co wy tu robicie?? – zapytała w końcu Granger, trzasnąwszy przedtem Weasleya w tył głowy. - Nie widzisz głupia Gryfokujonko??? Kąpiemy się!! To chyba oczywiste… - nie kryłam irytacji dla jej głupoty - Rozumiem, ale dlaczego kąpiecie się w NOCY w łazience TYLKO dla PREFEKTÓW?? – Szlama akcentowała wyrazy, plując na mnie z góry… czy ona nie może się nauczyć mówić normalnie?? - W nocy, dlatego, że taką mamy ochotę, a w łazience prefektów, bo tak nam wygodniej – nie ma co, Ann też potrafi się odgryźć.. - Słuchaj mnie Milary… nie waż się do mnie mówić TYM tonem, gdyż jestem od Ciebie starsza a w dodatku jestem PREFEKTEM. – Gryfokujonka wypięła dumnie swoje znikome piersi… co ona chce sobą zaprezentować?? - Eeeee, no to może idźcie już sobie, bo lekko się krępuję przy chłopakach – Lex pokazała spod piany kawałek ramienia i mrugnęła zalotnie do Weasleya… Rudzielec o mało nie wyrył facjatą o marmurową podłogę i znowu dostał wychowawczy strzał w tył głowy. - To raczej WY stąd idźcie… Nie omieszkam powiadomić profesor McGonagall o tym co zaszło!! - Dobrze Granger, to my wychodzimy. - Ann wstała bez odrobiny skrępowania, a Gryfonka wyrzuciła z łazienki Rona, który teraz głupawo patrzył się na wszystkie dziewczyny Ubrałyśmy się patrząc, jak wściekła Hermiona śledzi każdy nasz ruch… Miałam wrażenia, że jak Weasley z powrotem wejdzie do łazienki, to dostanie lekki opierdziel od swojej dziewczyny I dobrze mu tak!! - Aha… i jeszcze jedno… szlamo – rzuciła Lex, złapawszy za klamkę – jeszcze raz nam przerwiesz a gorzko pożałujesz… to był twój pierwszy i ostatni raz – Lex puściła Granger całuska i wpuściła do łazienki nieprzytomnego Weasleya… biedny chłopak, ledwo trzymał się na nogach. Ann puściłam mu figlarne „oczko” i zadowolone z siebie udałyśmy się do lochów… Za naszymi plecami dało się słyszeć krzyki Gryfokujonki…