draconine - komentarze


7. Bal Bożonarodzeniowy

Wielkimi krokami zbliżał się Bal Bożonarodzeniowy, a ja chciałam zrobić wszystko, żeby między Slytherinem i Gryffindorem zapanował pokój. Mój ostatni plan legł w gruzach. Hermiona olewała Wyjca, Pablo był załamany i coraz więcej się uczył, Abra była zafascynowana cały czas Syriuszem, Ann uganiała się za Potterem, a ja byłam z Drackiem. Miałam wielki dylemat, ponieważ dookoła mnie nie było już osoby, z którą mogłabym spokojnie pogadać. Wszyscy byli strasznie zajęci swoimi sprawami. Huncwoci przeżywali jakiś kryzys. Nie pokazywaliśmy się już tak często razem, każdy miał na razie swoje życie. Włóczyłam się z Draconem i Luną. Ta dziewczyna zdawała się być wieczną optymistką, a optymizmu mi właśnie w tych czasach najbardziej brakowało…

Brakowało mi czegoś jeszcze – sukienki na bal. Było oczywiste, że pójdę z Malfoyem, zaprosił mnie już dawno. Nie mogłam pokazać się w byle czym… Łaziłam z Luną po Hogsmade, szukałam, patrzyłam, przymierzałam, ale nic mi się nie podobało. Mój zły nastrój niedobrze na mnie wpływał. Siedziałam głównie w dormitorium, albo w pokoju wspólnym. Porzuciłam bibliotekę. Huncwotów nigdy nie było we wspólnym, ale za to towarzyszyła mi dwójka Ślizgonów.



Leżałam na łóżku. Głowę spuściłam swobodnie w dół a nogi wylądowały na ścianie. Do balu pozostał tydzień, a ja nadal byłam przybita. „Nie mam w czym iść na bal” – pomyślałam ze smutkiem i nagle Baylife zaświecił zielonkawo. Wstałam, pchnięta jakimś impulsem i zajrzałam do szafy. Wyleciała z niej sukienka od mamy, w której byłam na Nocy Duchów, ale była jakaś inna. Cały czas wykonana z tego samego, lśniącego materiału, lecz za to krótsza, i z ciekawym dekoltem. Podtrzymywały ją ramiączka opuszczone do połowy barków. Była zdumiewająca, a gdy potrzymałam ją chwilę, zmieniła kolor na bordowo – szkarłatny. O jakim moim nastroju to świadczyło?? Nie wiedziałam, ale humor mi się poprawił.

...:::...

Nie porzuciłam do końca planu, w którym założyłam, że na balu powinny pojawić się mieszane pary ze Slytherinu i Gryffindoru. Postanowiłam delikatnie wybadać, kto z kim się wybiera. Gotową listę miałam pod koniec dnia: Alexa i Syriusz, Hermiona i Ron (a jednak), Pablo i Ann (hmm…, Potter i Cho Chang (Krukonka z siódmej klasy). Chciałam, żeby pary były bardziej urozmaicone, ale trudno…

Na kilka dni przed Świętami Snape sporządzał listę osób chętnych do pozostania na ferie świąteczne w zamku. Ja i Luna wpisałyśmy się od razu. Huncwoci musieli jechać do domów na Wigilię. Od Abry dowiedziałam się, że Potter, Weasley i Granger też zostają… Świetnie…
Draco i Pansy byli prefektami, ale po odejściu Parkinson, tą funkcję zaczęła pełnić Milicenta. Zadaniem prefektów było przystrojenie Wielkiej Sali na Wigilię i Bal Bożonarodzeniowy. Ja z Luną towarzyszyłyśmy Dracowi i Milicencie, gdy „ubierali” śliczną, zieloną choinkę. Grałyśmy w szachy, a nad naszymi głowami Malfoy wieszał girlandy ostrokrzewu…
Nagle do Wielkiej Sali wparowali jak dwa tarany Crabbe i Goyle. Zdziwiło mnie to wielce, ale nie zareagowałam. Co sobie będę zawracała głowę jakimiś niedorobami… Ku zdziwieniu ogółu podeszli do nas.
- Eee… Milicento, czy byłabyś łaskawa pójść ze mną na bal?? – a od kiedy to Goyle używa takiego języka…
- Luno, czy nie chciałabyś być moją towarzyszką, w Wigilijny wieczór?? – nie, no, te korki zrobiły z Crabbe’a jakiegoś lalusia…
Obie dziewczyny popatrzyły na nich ze szczerym zdumieniem. Ja też na nich spojrzałam, choć nie ukrywam, że z niechęcią. Bardzo się zmienili od poprzedniego roku… Mieli uczesane włosy, byli ubrani w czyściutkie mundury, a ich sylwetki przestały przypominać dwa nadmuchane balony, a stały się bardzo męskie…
Luna i Milicenta pokiwały głowami w niemym zachwycie…


…:::…

Nazajutrz obudził mnie głos Luny i Milicenty, które rozpakowywały paczki z prezentami. Wstałam i moim oczom ukazała się ogromna kupa pakunków. Wziełam pierwszą z brzegu i rozerwałam papier. W środku znajdowały się ubrania i słodycze od mamy (ona zawsze wie co małe czarownice lubią najbardziej . W kolejnych paczkach był szalik od Abry, zestaw książek od Wyjca, przepiękne, pawie pióro od Musti, wielka paczka słodyczy zmieniających kolor od Luny i jeszcze jakieś prezenty od dziadków. Zdziwiło mnie, że nic nie dostałam od Draca. Ja mu wysłałam sową bardzo ładne perfumy i nasze wspólne zdjęcie z Nocy Duchów.
Wszystko się wyjaśniło, jak tylko weszłam do Wielkiej Sali. Tuż nad stołem wisiał ogromny transparent, który głosił: „ Sally, jesteś moją jedyną miłością”. Pod napisem stał Malfoy z przepięknym bukietem czerwonych róż. Wręczył mi je, a że jeszcze nikogo nie było w Wielkiej Sali, podziękowałam mu, jak tylko umiałam najgoręcej…

…:::…

Uczta minęła szybko, a nazajutrz wieczorem miał się odbyć Bal. Wszyscy uczniowie od czwartej klasy wzwyż powrócili z domów, by móc uczestniczyć w uroczystości. Razem z Abrą, Milicentą i Luną (która zajęła miejsce Pansy w pokoju) przygotowywałyśmy się już od piątej ( bal zaczynał się o 20.00). Draco czekał na mnie u stóp schodów, prowadzących do dormitoriu dziewcząt.
- Idziemy, księżniczko?? – z szarmancką miną podał mi ramię, a ja je ujęłam.
- Oczywiście.
Weszliśmy do Wielkiej Sali, która była udekorowana jak nigdy. W miejscu, gdzie zazwyczaj był stół nauczycieli stał ogromny, szwedzki bufet. Przy ścianach Sali znajdowały się pojedyncze, małe, okrągłe stoliki, a pośrodku było wolne miejsce do tańca. Spojrzałam na magiczne sklepienie Wielkiej Sali. Niebo było atramentowogranatowe, ale bez jednej chmurki. Wszystko skąpane w złocie i czerni… było przepięknie…
Znaleźliśmy wolny stolik i czekaliśmy na resztę. Abra z Syriuszem szybko się przywitali i gdześ ich wywiało, Ann i Pablo siedzieli z nami, a Milienty i Luny nigdzie nie było widać. Kilka minut przed 20.00 Potter zrobił wielkie wejście. Zamknięte wrota Wielkiej Sali tak gwałtownie się otworzyły, że aż walnęły w ścianę. Wszyscy uczniowie poszukiwali źródła hałasu, gdy do Sali wszedł Harry z tą Krukonką. Wyglądała ślicznie w kremowej sukience, a Potter wyglądał na njszczęścliwszego człowieka na Ziemi. Nim się obejrzałam Pablo już wycierał łzy Ann… Cóż, miłość nie wybiera.
Wkurzona całą sprawą nie usłyszałam, jak zabrzmiała muzyka „Fatalnych Jędz” i jak przebrzmiały słowa Dumbledore’a o dobrej zabawie, tańcu i jedzeniu. Siedziałam nad talerzem z sałatką i dziubałam w niej widelcem.
- Nic, ci nie jest? – zapytał troskliwie Draco. – Może zatańczymy…
- Dobrze – powiedziałam z nieco zrezygnowaną miną. Taniec, to było coś, co kochałam. Pozwalał mi się zawsze oderwać od smutnej rzeczywistości. Malfoy świetnie prowadził, ciekawe, gdzie się tego nauczył… (heh, może uczył się tanga, żeby móc łatwiej uwodzić dziewczyny….
Po trzech godzinach postanowiłam zażyć świeżego powietrza, więc zaciągnęłam Dracona na błonia. Na polu przed zamkiem rosły, jak co roku o tej porze, specjalnie posadzone żywopłoty i krzaki róż. Tu i ówdzie stały małe, rzeźbione ławeczki. Otuliłam się swoim czarnym płaszczem, który przezornie zabrałam. Spacerowaliśmy chwilę z Malfoyem dyskutując o Balu. Około północy Draco zabrał mnie na sam środek plątaniny krzewów. Mówił, że ma dla mnie niespodziankę. Zrozumiałam, o co chodzi po dziesięciu minutach, kiedy w górę zaczęły wylatywać bajecznie lśniące, świecące wszystkimi kolorami tęczy gwiazdy i kwiaty – fajerwerki. Niektóre przybierały kształt zwierząt, inne tworzyły Świętego mikołaja wraz z saniami i reniferami… Widowisko było przecudowne.
- Który z nauczycieli wpadł na ten pomysł? – zapytałam po pół godziny gapienia się w niebo.
- Szczerze mówiąc, to z mojej inicjatywy. Rzuciłem myślą, a ciało pedagogiczne to zaakceptowało. To specjalnie dla Ciebie… - pocałował mnie czule w czoło.
Było już straszliwie zimno, więc postanowiłam wrócić do Zamku. Draco chciał zostać i nie było sensu go zmuszać. Byłam już w połowie drogi do drzwi wejściowych, gdy usłyszałam ciche…
- Pssssst! – stanęłam w miejscu rozglądając się głupkowato.
- Psssssssssssst! – powtórzyło się z mojej prawej strony. Poszłam w tamtym kierunku i usiadłam na rzeźbionej ławeczce obok Pottera.
- Eee… Po co mnie wołałeś? – inteligentne pytanie .
- Mam do Ciebie pewną sprawę. Po pierwsze, chyba masz coś co należy do mnie… - mapa…
- Mam, i co? – zapytałam z pewną siebie miną.
- Mogłabyś mi zwrócić ten kawałek pergaminu? – chyba miał nadzieję, że nie odkryłam jeszcze wspaniałych możliwości Mapy Huncwotów…
- Mogłabym, ale coś za coś. Chodź za mną…
Poprowadziłam nieświadomego chłopca do lochów. Zostawiłam go za rogiem, a sama weszłam do pokoju wspólnego i wzięłam z kufra mapę. Wręczyłam ją uradowanemu Potterowi.
- Masz, i tak znam ją na pamięć… - powiedziałam obojętnym tonem.
- Poznałaś jej działanie?
- Tak.
- Ojej, no to trudno. Jest bardzo przydatna, prawda?
- Tak, ale powiedz mi co jeszcze chcesz, bo szczerze mówiąc, zawracasz mój cenny czas. – faceci są irytujący…
- Aha, no więc… Wiesz już o Ronie i Hermionie… Bo ten Pablo z nią chodził, a ona teraz świata poza Ronem nie widzi…
- Co?? – moje zdziwienie nie znało granic – A jednak?? No, ale Wyjec będzie załamany…
- No właśnie, i gotów jest się bić z Ronem. Mam do Ciebie prośbę – pilnuj go. Ja będę trzymał Weasleya, a ty Pabla, zgoda? – nie mogłam odmówić jego zielonym oczom, a poza ty mogło to zapowiadać początek nowej przyjaźni…


Imię:


Wyświetlaj emotikony w komentarzu

Lista emotikonów


Tak napisali inni:
Talk.pl :: Wróć