draconine - komentarze |
14. MAJ Robiło się coraz cieplej. Słonko prażyło w małe okienka lochów, oświetlając komnaty. Nadal byłam pokłócona z Drackiem i z Paulem. Nie mam do nich siły. W ogóle zaczęłąm się zastanawiać, czy Wyjec nie miał racji co do Malfoyów. Po tym co Draco zrobił Potterowi… Poważnie pomyślałam o naszej wspólnej przyszłości. Ale z drugiej strony, czy warto zawalić tyle miesięcy bycia ze soba z powodu głupiej plotki? Co prawda – plotki bardzo prawdopodobnej, ale przecież zawsze PLOTKI! Nie wiem, nie wiem i nie chce nawet o tym myśleć…. Zbliżają się mistrzostwa Quidditcha. Już za parę dni będzie przynajmniej wiadomo kto wygrał… *** Dziś niedziela. Piękny dzień na quidditch. W klasyfikacji prowadzi Gryffindor, zaraz za nim jesteśmy my, Slytherin. Potem Hufflepuff i na końcu Krukoni – kujoni. O 11.00 wyszliśmy na błonia i podążaliśmy stroneę stadionu. To już finały i każdy dom był ubrany idealnie pod swój kolor. Cztery wieżyczki powiewały czterema różnymi kolorami. Rozgrywki układały się tak: Slytherin vs. Gryffindor Ravenclaw vs. Hufflepuff A potem w zależności od punktów dwa najlepsze Teamy. To będzie krwawa porażka dla Gryfonów… Nie umiem opisywać meczów, więc napisze tylko, że sędziowała McGonagall, komentatorem była Gryfokujonka [nie wiem kto ją tam wpuścił, bo w ogóle nie miała weny do komentowania – tym bardziej w finale!]. Na boisku wynikły małe zamieszki (Draco vs. Potter, Draco vs. Weasley, Draco vs. Cała drużyna Gryffindoru) i zamiast wygrać obie drużyny – Gryffindoru i Slytherinu zostały zdyskwalifikowane!!! A to wszystko przez Malfoya!! Zabije go… W rezultacie puchar Quidditcha dostał się w ręce Puchonów… Nie wiem z jakiej paki, ale tak właśnie się stało… *** Przez kolejny tydzień nikt ze Ślizgonów nie odzywał się do Malfoya. I dobrze! Kretyn, zaprzepaścił taką szansę… Głupek, głupek, głupek. A ja pogodziłam się z Paulem… Nie przyznałam mu racji, ale stwierdziłam, że takie coś nie ma sensu. Musimy trzymać się razem. Dopiero po tej kłótni zrozumiałam, jak abrdzo mi zależy na moich przyjaciołach – Ann, Alexie i Paulu. Oni są naprawdę świetni. Drugich takich wspaniałych ludzi nie znajdę na całej ziemi… *** Zaspałam rano na starożytne runy… Biegłam, biegłam biegłam. Cholera… w sumie po co mam biec. Nie pójde na runy i już . Z głowy. Usiadłam pod biblioteką. Nie chciałam wchodzić do środka, bo zastałabym tam Wyjca. A na razie nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Chciałam pogadać z kimś innym. Mocno ściskałam książki w rękach i myślałam o nim. I nagle usłyszałam szydercze: - Zeller? Ty płaczesz? - Nie, nie płaczę, Potter. – wstałam. - Chodź ze mną. Muszę coś wysłać – Pokazał mi przesyłkę, która trzymał w ręku. Poszliśmy do sowiarni. Nie było tam najczyściej, ale wiedziałam, ze tu nikt nam nie przeszkodzi. Opierałam się o ścianę, a Potter coś do mnie mówił. Nie słuchałam. Nie wiem czemu. Gadał coś o Voldemorcie, o jego powiązaniach z Malfoyami, o tym, że takie życie jest nie dla mnie. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Przecież to głupoty. Nigdy nie uwierzę, że Draco byłby do tego zdolny. Nigdy. Z zamyślenia wyrwało mnie jedno zdanie. - Sal, pocałuj mnie… - Co? Chyba cię źrebi… - Przepraszam… już myślałem… - Zaczerwienił się… Jakie to było słodkie… - Nie myśl tyle, nie wychodzi ci… Cześć. – Wyszłam z sowiarni. Pobiegłam do lochów, rzuciłam się na moje łóżko. Na resztę lekcji nie poszłam. Nie chciało mi się. Siedziałam całe popołudnie w pokoju wspólnym. Sama. Tylko z książką. Nikt do mnie nie podszedł, choć wiele osób przewijało się przez salon. Nie widziałam ani Lex, ani Musti. Tylko Wyjec przyszedł późno w nocy. I tylko on do mnie podszedł. - Sally, czemu nie było cię dziś na lekcjach? – Nie wytrzymałam i się rozpłakałam. Prosto na jego ramieniu. Tego właśnie mi było trzeba. Wypłakać się komuś. Powiedzieć co mnie dręczy, przez co nie mogę spać, jeść, myśleć… I powiedziałam mu wszystko. Wszystko po kolei, szlochając co drugie zdanie w rękaw jego szaty, który po chwili był już cały mokry. I Paul mnie zrozumiał. I pocieszył. I pocałował w czoło jak starszy brat. Tak jak tego potrzebowałam… *** Nie gadałam z Malfoyem, nie chciałam go znać. Uświadomił mi wszystko Paul. Z nim się trzymałam, z nim chodziłam, z nim gadałam. I z Musti i Abrą. Lekcje były coraz luźniejsze, bo zbliżały się egzaminy końcowe. Psorzy zamiast nas cisnąć dawali nam czas na samodzielną naukę. I dobrze. Bo uczyliśmy się we czwórkę. Właściwie to Wyjuś uczył nas a potem uczył jeszcze sam siebie ;] Egzaminy wszystkich roczników trwały aż do połowy czerwca. Myślę, że dobrze mi poszły. Chyba nigdzie się nie zawahałam, nawet na transmutacji. To dobrze. To bardzo dobrze. *** Nadszedł czas powrotu do domu. Nie wiem sama kiedy zdążyłam się spakować. Nasze kufry zostały zapakowane do pociągu a my – uczniowie Hogwartu – podążyliśmy na ucztę. Wygraliśmy puchar domów. Pierwszy raz od 5 lat. Pierwszy raz od mojego przyjścia do tej szkoły. Puchar Quidditcha dumnie dzierżyła profesor Sprout. Uczta była wspaniała, jak wszystkie w Hogwarcie. Najbardziej w przyszłym roku będzie nam brakować Paula. On już skończył szkołę… Rozpłakałam się. Nie będziemy już we czwórkę. Trudno. Oni wiele dla mnie znaczyli… Jestem pewna że się jeszcze spotkamy… Za rok ja też kończę szkołę… Do zobaczenia za rok… THE END |
|
Tak napisali inni: |
Talk.pl :: Wróć |